Zimą tęsknie za latem,
a kiedy latem temperatura sięga 40 stopni, znów uciekam wspomnieniami do
chłodu. Kiedy późną jesienią lub zimą wychodzę z domu, czuję, ze świat jest w
ruchu. Idzie, czasami biegnie. Wiatr chaotycznie potrząsa liśćmi i kłoci się ze
mną kiedy próbuje iść w jego stronę. Czasami, jeśli nasze siły stają się
wyrównane, zaczyna dmuchać mrozem i szczypie mnie w ręce, policzki. Zdarza się
też tak, że zmusza mnie do łez, wpadając do oczu, nie pytając wcześniej o
pozwolenie. Walka z tym żywiołem wydaje się przesądzona już na starcie, ale ja
nie lubię przegrywać. Więc idę dalej, stawiam opór, a kiedy kolejny raz mój
przeciwnik obejmuje przewagę, wracam myślami do lata, słońca, ciepła. I
tęsknie.
Kiedy latem wychodzę z
domu, mam wrażenie, że świat stanął w miejscu. Jakby ktoś narysował fermatę nad
pauzą całonutową. Ta cisza jest jednak pełna niepokoju. Gdzieś czyha na mnie
pułapka. Powinnam ją zlokalizować. Muszę pozostać w pełnej gotowości. Liście
poruszają się delikatnie. Nie widać chmur na niebie. W bezkresnej przestrzeni
błękitu odznacza się tylko jeden jasny okrąg. Słońce. A więc to tak. Wiatr, tak
chętny do zabawy zimą, teraz jakby o mnie zapomniał. Wołam go, proszę, pytam
czy nie chciałby pokonwersować. On nieugięcie po raz kolejny triumfuje, kiedy
krople potu zaczynają spływać po mojej twarzy. Szukam cienia, schronienia.
Jednak słońce znajduje się wszędzie. Czuje jak chętne jest do kontaktu z
ludźmi. Ze wszystkimi organizmami, przedmiotami. Wszystko jest gorące.
Parzy.
Jak uciec? I dokąd?
Gdzie schronić się przed zima? W środku lata. Ale gdzie przed latem? W środku
zimy.
Chyba, że potrafisz
znaleźć złoty środek.